3 marca Japończycy obchodzą jedno ze swoich pięciu świat sezonowych – dzień dziewczynek.
2 miesiące i 2 dni potem następuje w Japonii czyli 5 maja dzień chłopców, będący też oficjalnie dniem dziecka (a nie, tak jak w innych krajach, 1 czerwca).
Co ciekawe, czasami te święta są obchodzone wedle kalendarza gregoriańskiego, czyli zgodnie z naszym, a czasem – wedle kalendarza księżycowego czyli miesiąc lub półtora miesiąca później.
Tradycja ta przyszła do Japonii z Chin i pierwotnie wyglądała jak nasze wiosenne topienie Marzanny – otóż najpierw Japonki sporządzały papierową lalkę, na którą następnie symbolicznie przerzucały wszystkie grzechy i choroby, by następnie utopić ją w rzece.
Z czasem jednak zwyczaj ten ewoluował w kierunku ukłonu dla cesarstwa i hierarchii.
Co bogatsze rodziny z okazji urodzin prezentowały dziewczynce lalki, których w sumie było nawet 15, a biedniejsze – co najmniej dwie – i była to zawsze para cesarska.
Kiedy patrzymy jednak na komplet lalek, widzimy, że cesarz siedzi na specjalnym podeście po lewej (tej ważniejszej), a cesarzowa po prawej stronie. Jest ona ubrana w 12-warstwowe kimono, w ręku ma cyprysowy wachlarz, a włosy luźno spięte opadają na plecy.
Na podeście poniżej cesarzowej siedzą 3 damy dworu, jeszcze niżej 5 muzykantów z bębnamii fletami, poniżej dwóch ministrów, a na dole trzech strażników.
Jest to w Japonii też święto brzoskwini, więc pomiędzy nimi są też wazony z kwitnącymi gałęziami brzoskwiniowych drzew.
Tego dnia mamy dziewczynek organizują córkom dziewczęce prywatki, na których podają różowe ciasteczka np. z nadzieniem z fasolki i oblane wiśniowym sosem. Do tego serwowane jest bezalkoholowe, delikatne i słodkie sake.
Laleczkami należy się bawić maksymalnie przez 3 dni, po czym schować je do następnego roku, aby ochronić się przed popadnięciem w przyszłości w stan staropanienski…