Reżyser Yang Zhang
Chiński film, który pojawił się na 16 Festiwalu Docs Against Gravity zachwyca. Zachwyca od pierwszego do ostatniego obrazu. Zachwyca wszystkim i wszystkich. To film, w którego kadry chciałoby się wejść i doświadczać tego, co jego bohaterowie. Odczuwać smaki i zapachy, dotykać faktury i koloru. Zanurzyć się we mgle, lesie i wodzie jeziora. Ale przede wszystkim usiąść z Mistrzem na tarasie jego domu na szczycie góry i zapatrzyć się w pustkę nieba.
Ten film przemawia do zmysłów swoimi zdecydowanymi kolorami i uspokaja je niespiesznym tempem narracji. Zarówno początkujący jak i zaawansowany miłośnik Chin nie zawiedzie się. Wyjdzie z filmu nasycony śpiewem, modlitwą i zwykłymi rozmowami wieśniaków. Zostanie na długo pod wrażeniem rytuałów wioski.
I na pewno zapamięta wyznanie jednej z bohaterek: „Byłam jak staw. Odkąd zaczęłam malować, jestem jak płynąca rzeka.”
Arteterapia? Tak. Z najwyższej półki. I free of charge. Mistrz bowiem udostępnia swoim leciwym podopiecznym dom, zapewnia farby, pędzle i sztalugi a nawet udziela im lekcji rysunku, rzeźby i malarstwa. Uczennice mogą skupić się na tworzeniu. Wszystkie te starsze panie malują podobne w kolorystyce obrazy. Używają żywych, nasyconych barw jakby chciały pokazać światu, że w ich duszach jest jeszcze mnóstwo kolorów. Z kobiet niewidzialnych stają się znów zauważalne. Znów przyciągają uwagę. Tym razem nie swoją urodą a urodą swoich obrazów. Mistrz dał im szansę na ponowne zaistnienie, na zmartwychwstanie, i one tę szansę wykorzystały. Odmieniły swoje życie.
Przesłanie filmu? A jakże, jest. Szukaj swojego Tao. To przecież cel naszego życia.
Sprzedaj trumnę i podążaj ścieżką „Up to Mountain”. Jakbyś miał żyć wiecznie.
(fen)