Hajnan’96

Miejsca

Miły Czytelniku,

Zabiorę Cię teraz, wraz z moimi smoczymi wspomnieniami, które właśnie do mnie przypłynęły, na wyspę Hajnan, gdzie spędziłam kiedyś dość niesztampowo obchody nowego księżycowego 1996 roku…

Wtedy pierwszy raz zobaczyłam rosnące na plantacjach banany, krzewy z mandarynkami z podobne z yuzu, ananasy, kokosy i papaje, i też się bardzo dziwiłam, że wygląda to akurat tak a nie inaczej…
A szczególnie bananom, ananasom przy ziemi i papajom na drzewach.
I jeszcze niesamowitym chudym i wysokim betelowym palmom.

Kiedy próbowałam potem na wioskowej imprezie tego betelu, który wyglądał jak żołędzie, podskoczyło mi bardzo ciśnienie a serce zaczęło walić jak szalone, w głowie zas szumieć.
Takie ma właśnie ponoć właściwości…
Taksówkarze po nim jeżdżą dwie doby bez snu ale potem mają problemy z zębami i podniebieniem, bo im on je niszczy.

Byłam wtedy z chińską koleżanką u jej brata i hajnanskiej bratowej na Hajnanie.
Brat był tam ochroniarzem kilku plantacji bananów które kilka razy dziennie objeżdżał swoim motorem.

‘Moja’ Chinka, która z kolei była dość władcza ( i była w dodatku zwana przez swoją rodzinę starą panną mimo, że miała dopiero dwadzieścia parę lat i studiowała w Szanghaju anglistykę ) i życzyła sobie przejąć stery prowadzenia hajnanskiego domu brata na czas naszego trzytygodniowgo pobytu tam, spotkała się z odmówią, gdyż już pierwszego dnia naszego tam pobytu jej młoda hajnanska szwagierka postawiła jej się i na to w czasie kłótni nie zgodziła.
Urażona koleżanka obraziła się w tej sytuacji na cały świat i przestala odzywać do wszystkich łącznie ze mną, a że jako jedyna znała w tym towarzystwie i mandaryński i chiński – miałam i ja przymusowy okres milczenia…
Z miejscowymi porozumiewalam się więc na migi pomagając w kopaniu orzeszków ziemnych na obiad czy obserwując niesamowicie rozgwieżdżone niebo z surrealistycznym wrażeniem, że jestem na końcu świata ( które pogłębiały lektury, które tam ze sobą zabrałam i zaczęłam czytać już po drodze ( Potęga podświadomości Tolla i Cała Jaskrawość Stachury oraz Nieznośna lekkość bytu Kindery ), ale które tam tak szybko przeczytałam, że nie miałam potem co czytać dalej ).

Pamiętam różne swoje tamtejsze odkrycia i niecodzienne widoki.

Jak na przykład kiedyś poszłam nad rzekę i tam kobiety prały koszule swoich mężczyzn, pocierając ich materiał o betonowe nadbrzeże.

Jak na poboczach dróg stały tam na świeżym powietrzu nie zadaszone stoły bilardowe, na których miejscowi namiętnie grali w bilard.

Nie było tam komunikacji poza busikiem raz na tydzień i motocyklowymi taksówkami.
Była to prawdziwa zabita dechami wieś…
I to był zarazem jej urok…

Było tam zawsze dość ciepło albo nawet gorąco -Hajnan to wszak najbardziej wysunięta na południe część Chin.

Raz jechałam z poznanymi tam babkami busikiem na targ i wtedy za busikiem pojawili się motocykliści.
Przez otwarte okno machali do mnie krzycząc ‘I love you’ …
Brzmiało to w moich uszach wręcz przezabawnie ;-).

Widziałam też w tym busiku starą Chinkę, która nigdy w życiu nie miała na sobie butów i miała niesamowicie wyrobione stopy w związku z tym ( pokazała mi nawet ich wnętrza czyli podeszwy które trochę wyglądały już jak od butów ).

Nagle coś zaczęło mnie w tym busie szczypać po łydkach…okazało się, że była to gęś, która wyszła z worka a którą ktoś wiózł na targ…

Raz sąsiad donosiciel wezwał nam tam na głowę policję, bo zobaczył przez okno, że mam na sobie wojskowy strój brata koleżanki ( wygłupialiśmy się wtedy wszyscy oprócz mojej koleżanki przy piwie, przebieraliśmy i robiliśmy zdjęcia co było tym bardziej komiczne że przecież rozmawialiśmy na migi ) i wyobraził sobie – nie zobaczywszy tego co w środku zbyt dokładnie – że zapewne jestem ukrywającym się u jego sąsiadów amerykańskim żołnierzem…
Kiedy wóz policyjny nagle się pojawił i policjanci wskoczyli nam do domu, zrobiło się tak w filmie.
Pamietam że po wizji lokalnej i wyjasnieniu zostałam wtedy pouczona o konieczności zrobienia natychmiastowego czasowego meldunku.

W świetlicy był jeden na wioskę telewizor, w którym mężczyźni oglądali wrzeszcząc z emocji filmy kungfu.

Wodę włączano im tam tylko na dwie godziny dziennie i wtedy wszyscy się mylismy.

Wtedy też przypadł nowy rok.
Jako że był to rok świni, to na ścianie świetlicy pojawiła się wycięta z błyszczącej czerwonej foli świnia…

A potem było dużo jedzenia i rozgrywki w pingponga, gdzie mieszkańcy mieli tylko oryginalną piłeczkę, a stół i rakietki dostosowali na poczekaniu z posiadanych, pasujących ich zdaniem przedmiotów.

Grali też wszyscy wespół zespół w madżonga i koszykówkę – młodzi i starzy, kobiety i dzieci.

Dzieci wystrojone w święto Wiosny na różowo, pomarańczowo lub czerwono, a dorośli mieli na sobie ubrania z tymi akcentami i wszyscy robili sobie zdjęcia przed wypasionym autem sołtysa udając że to ich…

Raz tam jedliśmy taj zwany kociołek mongolski czyli zupę nad którą się non stop siedzi ( w specjalny stolik knajpki wmontowany jest palnik ) wrzucając do niej kolejne składniki i wybierając te już ugotowane i zjadając je na poczekaniu i ja jako jedyna obstawiłam wtedy nieostrą połowę garnka ( który przedzielony jest po połowie na tę część wywaru do której wrzuca się chili oraz tę drugą, bez chili ) a reszta kłębiła się po ostrej połowie.

Kiedyś tam uczesałam w warkocz dobierany ich sklepową, której długie włosy sięgały aż za pupę…
Zeszła się potem cała żeńska cześć wioski by podziwiać to moje dzieło…

Szczotkę do włosów, którą miałam uczesać jej najpierw włosy, wyjęła ta sklepowa z jakiejś dziwnej materiałowej szafy rozciągniętej na stelażowych drutach – potem okazało się że wszyscy tam takie mają…

Jako, że w domostwie obok urodziło się dziecko, a ja jako nieznany im biały człowiek byłam tam unikatem, zostałam poproszona o nadanie dziecku imienia – a jako, że w momencie, gdy mnie o to poproszono, było pochmurno – nazwałam dziewczynkę Chmurka.
Zadowoleni rodzice i dziadkowie Chmurki zaprosili mnie i moich gospodarzy do siebie na przyjęcie z okazji nadania ich córce tego wdzięcznego ich zdaniem imienia.

Czas na Hajnanie mijał mi coraz szybciej i gdy minęły trzy tygodnie ze łzami w oczach pożegnaliśmy się na zawsze z mieszkańcami tej ‘mojej’ wioski…

Mam nadzieję, że na chwilę i Was zabrały te moje wspomnienia na ten ‘prehistoryczny’ środkowy wioskowy Hajnan, wracając na tamten niezwykły czas do końca dwudziestego wieku…

Comments are closed.